Idę przez pustynię już 5 dzień.Jestem wykończony nie jadłem nic od tygodnia,a ostatnią oazę mijałem trzy dni temu.Czuje,że to mój koniec...jednak widzę coś w oddali coś co nie jest suchym,żółtym piaskiem.To chyba jakaś ziemia!Muszę tam iść jest już tak blisko,że nie mogę się teraz poddać.Próbuję przyspieszyć tępo,ale licho mi to wychodzi.Moje łapy odmawiają posłuszeństwa,ciężko mi się oddycha,czuję pot na swojej sierści oraz zaschniętą krew,która płynęła mi z licznych ran zdobytych podczas walk z jakimś lwem.Mój oddech jest coraz szybszy...już myślałem,że nigdy nie wydostanę się z tej pustyni, tej strasznej pustyni.Po jakiś 20 minutach tej męczarni dotarłem na żyzną,zieloną ziemię.
-Jak tutaj pięknie-Powiedziałem sam do siebie.
Jednak nie mogłem tym widokiem nacieszyć się długo,ponieważ nagle zrobiło mi się słabo i upadłem z hukiem na ziemię.Przed moimi oczami pojawiła się ciemność.
***
-Osiem,dziewięć,dziesięć...szukam!
Pomarańczowe lwiątko chodziło dookoła i zaglądało za każde drzewo oraz głaz.Po paru minutach krzyknęło:
-Uzuri mam cie!
-Oh czemu mnie zawsze znajdujesz pierwszą?
-Bo Jasiri zawsze ma dziwne kryjówki i nigdy nie mogę go znaleźć.
-Dobra to poszukamy go razem i zobacz....czy ty mnie w ogóle słuchasz?-Lwiczka patrzyła na pomarańczowego,który oddalał się nie wiadomo po co-Anastachili!
-No co?!
-Gdzie ty idziesz?
-Spójrz..tam coś leży-Lewek wskazał łapką przed siebie.Faktycznie coś tam leżało.
-Yyy lepiej tam nie podchodźmy...to może coś groźnego.
-Oj siostra boisz się?Jak masz przy sobie takiego lwiaka jak ja nie musisz się niczego bać!-Anastachili dumnie wypiął pierś.
-Ha ha ha ha-Lwiczka wybuchnęła śmiechem
Pomarańczowy zignorował to i pobiegł w stronę nieznajomego.Gdy znaleźli się na miejscu ujrzeli czarnego,dużego lwa,który miał rany na całym ciele i nie wyglądał zbyt dobrze.
-Yyy Uzuri on żyje?
***
Gdy się przebudzałem poczułem jak ktoś lekko wali mnie w łeb.
-Ał!-Krzyknąłem.
-Żyje!-Usłyszałem jak przez mgłę.
Gdy otworzyłem oczy ujrzałem pomarańczowego lewka,który patrzy na mnie ze zdziwieniem i kremową lwiczkę,która stała za nim i najwidoczniej bardzo się bała.
-Prze pana kim pan jest?-Spytał lewek,a ja podniosłem się i ciepło do niego uśmiechnąłem.
-Mam na imię Giza i dotarłem na tą ziemię w poszukiwaniu stałego domu...bardzo długo podróżuje i nie mam już sił. Czy moglibyście mnie zaprowadzić do władców tej pięknej ziemi?
-Ależ oczywiście!Władcy tej ziemi to nasi rodzice ja jestem Anastachili,a to moja siostra Uzuri.
-Dzień dobry-Odpowiedziała nieśmiało lwiczka.
-Oh to wspaniale byłbym wam bardzo wdzięczny gdybyście zaprowadzili mnie do waszych rodziców.
-Tylko najpierw musisz nam pomóc znaleźć naszego brata bo bawiliśmy się w chowanego i on dalej się gdzieś chowa.
-Jasne!-Krzyknąłem-A jak ma na imię to będziemy go wołać i mówić,żeby już wyszedł?
-Jasiri.
Po krótkim szukaniu te przeurocze dzieci znalazły swojego brata i wyjaśniły mu całą sytuacje.Po paru minutach byliśmy już pod wielką,majestatyczną skałą w której mieszkało całe stado jak się okazało Lwiej ziemi. Anastachili zawołał sowich rodziców i już po chwili z Lwiej skały schodził ciemno-brązowy lew z czarną grzywą i zielonymi oczami oraz pomarańczowa lwica z bursztynowymi oczami.Oboje wyglądali na sympatycznych choć blizna króla,którą miał na oku trochę mnie przerażała.Lew odezwał się:
-Nazywam się Kovu i jestem królem tej ziemi,a to moja żona Kiara. Nasze dzieci powiedziały nam,że znalazły cię podczas zabawy i,że szukasz stałego domu,ponieważ od dawna jesteś w podróży.Czy to prawda?
-Tak to prawda,bardzo chciałbym dostać się do stada.Jednak zrozumiem kiedy wasza wysokość odmówi-Lekko się ukłoniłem.Nie wiedziałem jak się zachować,tam gdzie mieszkałem nie było władców każdy martwił się o samego siebie.
-Nasza ziemia jest otwarta dla wszystkich przybyszy-Królowa uśmiechnęła się do mnie.
-Moja żona ma racje przyjmiemy cię do stada.Nasz szaman opatrzy zaraz twoje rany,a moja siostra oprowadzi cię. Vitani!-Krzyknął,a już po chwili przed moimi oczami ukazała się piękna kremowa lwica z fiołkowymi oczami i grzywką.
Chyba się zakochałem-Pomyślałem patrząc na lwicę.
---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
A oto prolog na moim nowym blogu!Mam nadzieje,że się podoba:*
Cudnie! Może da radę zastąpić mi pustki po twoich innych blogach... Najpewniej zaraz polecę na moim blog, na Trzech Orłach. ;)
OdpowiedzUsuńDzięki:*
UsuńFajnie się zapowiada. Jestem ciekawa co wyjdzie z zauroczenia Gizy do Vitani. Przy okazji serdecznie zapraszam na http://zaczarowanalwica.blogspot.com/. :)
OdpowiedzUsuńŚwietna notka
OdpowiedzUsuńCudnie napisana notka. Kochałam twojego bloga o Królu lwie 4( czytałam go, ale nie miałam jeszcze wtedy konta i nie mogłam komentować. Czekam na kolejną notkę.
OdpowiedzUsuńSuper rozdział. Bardzo fajnie napisałaś opis Kovu i Kiary. Ich dzieci są naprawdę przesympatyczne. A w szczególności Uzuri. Czekam na kolejny rozdział i dalszy wątek z Vitani.
OdpowiedzUsuńTen blog jeszcze bardziej mi się podoba niż o Tamu, ale jest bardzo ciekawy. Już kocham Gizę, zauroczył mnie.
OdpowiedzUsuńJuż od pierwszych linijek tekstu byłam pewna, że polubię Gizę. A teraz, gdy jeszcze zauroczył się w mojej ukochanej Vitani to już w ogóle poczułam do niego jeszcze większą sympatię. Kovu i Kiara mają cudne dzieciaki! Już uwielbiam Uzuri ;)
OdpowiedzUsuń